Czy warto być fanem kina? Zdecydowana większość obejrzanych przeze mnie dziwadeł mogłaby z łatwością przechylić szalę i każdy przeciętny widz mógłby powiedzieć, że nie ma sensu marnować czasu na
Czy warto być fanem kina? Zdecydowana większość obejrzanych przeze mnie dziwadeł mogłaby z łatwością przechylić szalę i każdy przeciętny widz mógłby powiedzieć, że nie ma sensu marnować czasu na coś, co jest fikcją, i to w dodatku jeszcze źle zrobioną. Są jednak filmy, które mimo tego całego stosu szmiry i pseudokina napawają nas niezwykłym optymizmem, że każdą kolejną pozycję należy obejrzeć, bo "a może warto". Właśnie ten film mogę zaliczyć do dość ścisłego grona podnoszących na duchu i dających wiarę pozycji. Początek filmu może nam wskazywać na dość banalny scenariusz. Główny bohater, Andy Dufresne (Tim Robbins), rzekomo zabija swoją żonę i jej kochanka, za co zostaje skazany na dożywocie i osadzony w więzieniu Shawshank, które cieszy się złą sławą. Czy zostaje skazany słusznie? Tego do samego końca filmu nie wiemy. No ale wracając do filmu. W więzieniu Andy zaprzyjaźnia się z Redem (Morgan Freeman), szmuglerem, który potrafi przemycić za więzienne kraty niemal wszystko. Darabont z pozornie prostego i banalnego scenariusza zrobił, według mnie, dzieło sztuki. Film napawa nas bowiem niesamowitym optymizmem, mimo tego, że główny bohater jest skazany na dożywotnie przebywanie w celi "dwa na dwa" za czyn, którego prawdopodobnie nie popełnił. Ponadto ukazana jest tu prawdziwa męska przyjaźń i szansa, jaką może przynieść nam jutro, a doskonała gra aktorska Freemana oraz Robbinsa uwydatnia to w piękny i przejrzysty sposób. Sprawia, że wszystkie emocje ukazywane w filmie są przelewane na nas. Możemy tu dostrzec pewną symbolikę. Wszystkie elementy ukazanego świata odwołują się do czegoś. Więzienie i kraty to nasze przekonania, pogląd na życie, to jedyne, co mamy. Strażnicy, więzienni "klawisze" i naczelnik są naszymi słabościami, są tym, czego się w życiu boimy. Andy jednak potrafi zrobić coś, czego nie potrafią inni, jest w stanie wyrwać się z tej matni, nie zamyka się w świecie stworzonym przez innych, nie chce się poddać. Film niesamowicie inspiruje i oddziałuje na widza. Pełen subtelnych przesłanek sprawia, że w nas też rodzi się chęć walki, chęć życia w świecie i otoczeniu stworzonym przez nas samych. Co jeszcze wybija ten film ponad przeciętność? Niewątpliwie wspaniale dobrana muzyka, której twórcą jest Thomas Newman (tak, ten sam koleś od kultu zwanego "American Beauty"). Jeśli chodzi o zdjęcia, to możemy je określić mianem - nienaganne. "Skazani na Shawshank" nie jest hitem wszech czasów, nie jest superprodukcją naszpikowaną efektami specjalnymi, rozreklamowaną i nagłośnioną tak bardzo, że do kin ściąga miliony widzów. Wymienione elementy nie należą do kryteriów, według których uznaję filmy za klasykę swojego gatunku. Uważam, że dla każdego, nawet zwykłego "połykacza" kina, powinna być to lektura obowiązkowa. Polecam!