Tak jak pierwsza I druga część bardzo mi się podobała, tak trzecia niestety już nie miała tego klimatu... Brakowało mi historii jaka była w 1 I 2 cz.. Tu było wszystko, wielki misz masz. Pierwsza część filmu niestety nudna, czekałam, aż coś zacznie się dziać, a później gdy już zaczęła się jakaś akcja... Działo się wszystko naraz. Tak samo opętanie Daniel.. Normalnie stałoby przy niej dwóch księży i przez pół filmu staraliby się wypedzic z niej demona.. Tutaj wystarczyło puszczenie kasety. Tak samo na końcu, by uwiezic złe duchy, które się uwolniły wystarczyło zamknąć Annabelle ponownie..
Dokładnie tak, wszystko po najłatwiejsze lini oporu. Dodajmy jeszcze pogodny, sielnakowy nastrój u bohaterów, którzy zeszłej nocy toczyli walkę ze stadem demonów.
Oraz bohaterskiego Boba, który jednym walnięciem gitarą pokonuje demona wilkołaka :D No i jak tu nie brać filmu za jakąś totalną parodie
Popieram. Dla mnie kompletną dyskwalifikacją była akcja z diabłem, tak jak w jednym momencie w pokoju Judy, tuż za Annabelle było widać cień diabła to było do zniesienia, ale akcja w pokoju, gdzie znajdowały się opętane przedmioty była okropna i tego po twórcach się nie spodziewałam. Serio? Diabeł (swoją drogą przypominającego tego z teledysku Panic! At the Disco) duszący i wysysający duszę z głównej bohaterki? To już było śmiechu warte myślę, że wystarczyło jedynie zasygnalizować jego obecność, a niekoniecznie go pokazywać. Trochę zawiodłam się na tym filmie.
Nie rozumiem fali hejtu na ten film. Tak to ludzie narzekają, że nic się nie dzieje, a jak jest akcja za akcją to też nie dobrze. Daniela nie została bezpośrednio opętana przez demona tylko założyła na siebie przeklęty przedmiot - suknie ślubną. By uwięzić demony wystarczyło umieścić Annabelle w szklanej skrzyni, ponieważ to ona przyciągała inne duchy i budziła obce moce. A więc będąc na wolności w pokoju pełnym przeklętych rzeczy, budziła ich moce. Skrzynia ją powstrzymywała ponieważ szkło było reliktem - był to fragment jakiejś świątyni. Wystarczy uważnie oglądać. Faktycznie twórcy mogli sobie darować pokazanie postaci diabła, wystarczył jego cień w pokoju Judy. Wilkołaka też mogli sobie darować, albo jakoś inaczej rozegrać jego wątek (scena gdzie wyłonił się po raz pierwszy z mgły, była bardzo dobra jak dla mnie). Niektórzy też narzekają na brak Warrenów w filmie, no ale ludzie, litości. W Autopsji Jane Doe też ich nie było, a film był dobry, więc co to za argument? Jak dla mnie właściwa akcja była dobra, chociaż Daniela cholernie mnie irytowała na początku filmu i już od pierwszych scen wiedziałem, że znajdzie się w tym pokoju i będzie ruszać coś czego nie powinna. Lecz dalsza akcja nadrabia to i można przymknąć oko na jej głupotę. Na filmie byłem w kinie, wczułem się w klimat, nikt nie przeszkadzał mi głupimi komentarzami ani innym durnym zachowaniem i może to wpłynęło na to, że film zrobił na mnie wrażenie. Ogólnie film nie jest zły, tylko czasem inne czynniki psujące nam seans, psują również nasze wyobrażenie o filmie i szukamy dziury w całym. Jak dla mnie jest to dobry horror.
Dlaczego od razu hejt? Komuś po prostu mniej się podobał. Na pierwszą część też był "hejt" a mi ta część bardzo się podobała. :) Była historia, było napięcie, które stopniowo budowało atmosferę w filmie, tego mi tu zabrakło.. Zabrakło mi takiej tajemnicy, opowiedzianej historii,tu był dla mnie za duży misz masz. Co do atmosfery w kinie. Ja niestety byłam na premierze i był problem bo dużo ludzi się głośno śmiało. Jeśli Ci się podobał to dobrze, że wyszedłes z pozytywnymi odczuciami z kina, każdy idąc na jakiś film na to liczy.. Tu mi tego zabrakło.
A mi się właśnie ten miszmasz podobał. Z jedynką miałem ten problem, że jako pierwszy film powinien być osadzony głębiej w historii lalki i jakoś bardziej zgrany z Warrenami, poza tym była według mnie była nudna i schematyczna w taki niefajny sposób. Dwójka była lepsza, ale czegoś jej brakowało jednak. Trójka to oczywiście kino odtwórcze, głęboko osadzone w kliszach gatunku. W pewnym momencie robi się sporo tych wszystkich straszaków.
Plusem filmu jest to że nie udaje czym jest. Zwykłym, klasycznym młodzieżowym straszydełkiem. Schematyczny, z masą jumpscare'ów (które przeważnie były OK). Upchanie tyle tych straszaków to też dobry pomysł, bo zamiast silić się na dorosłą, poważną fabułę poszli w tę stronę. Spodziewałem się takiej właśnie poważnej fabuły, pełnej patetycznych przemów o demonach, heroicznej walki o dusze, z nieudanymi zabiegami mającymi zrobić ze zwykłych jumpscare'ów coś strasznego, a dostałem w sumie kino lekkie, przyjemne, a przede wszystkim fajne.
No i śmieszek Bob, który miał całe dwie komediowe sceny był fajna odskocznią od tych wszystkich biegających lalek, trzaskających drzwi i niepokojących dźwięków. A wszyscy wiemy jak amerykanie tragicznie potrafią wplatać elementy humorystyczne do niekomediowych filmów.
Najbardziej mnie drażniło to światło w filmie. Nie znam się oczywiście na systemach oświetleń w Stanach Zjednoczonych przełomu lat 60 i 70, ale jeśli rzeczywiście tak to tam wyglądało to wszyscy chyba biegali z depresją :D
Lepiej bym tego nie ujęła. Pierwsza i druga część świetnie się uzupełniały, zazębiały (dzięki komuś z Filmwebu obejrzałam oba filmy w odwrotnej kolejności, niż powstawały i jest to bardzo dobry pomysł). Ta część rozkręcała się bardzo powoli, a gdy już coś się zaczęło, to wszystko i wszędzie... Ale i to nie wzbudziło we mnie większych emocji. Kilka razy podskoczyłam i tyle. Nie było muzyki, klimatu. Dziewczyny nieźle zagrały, ale klimat przypominał mi bardziej horrory dla nastolatków. Bardzo spłycone ukazanie demonów, które przepędzić można (UWAGA: SPOILER!)... machnięciem gitarą - to już całkowite nieporozumienie, czy właśnie, jak napisałaś, puszczeniem nagranego egzorcyzmu. Nie, nie i jeszcze raz nie. Tym bardziej, że jest to już kolejna część nie tylko samej Annabelle, ale i całego "uniwersum Conjuring", więc takie akcje uważam za niekonsekwencję i traktowanie widza jak głupka, no bo jak to - Ed i Lorraine, żeby okiełznać zło, musieli używać skomplikowanych egzorcyzmów (nie, nie wystarczy wydukane "Ojcze nasz"), często potrzebowali także pomocy duchownych, a tutaj rozwiązanie jest w gruncie rzeczy takie...proste? Przez to nijak mi się to nie klei w całej tej historii; jedyne co, to widzę szansę na (w dalekiej przyszłości) zrobienie filmu o córce Warrenów, która odziedziczyła zdolności po matce - kto wie, może coś ciekawego by z tego wyszło? Bo temat Annabelle chyba został już przewałkowany, a po tej części to sama czuję się, jakby ktoś przejechał po mnie walcem.
Dodatkowo: nie czujecie się zrobieni w konia po obejrzeniu filmu, w którym Vera Farmiga i Patrick Wilson pojawiają się tylko na początku i na końcu, choć wszyscy chyba liczyliśmy na to, że odegrają tu większą rolę?
niechce mi sie tego czytać, bo poprostu jestescie debilaMI xd. film jest zrobiony na podstawie pomysłu, jak na koncu jest napisane!!! Młoty ;p