Ten film to tragedia! Począwszy od zbędnych scen (transmisja z mszy, bezczelna wizyta księdza u żony swojej - niezamierzonej ale jednak - ofiary), poprzez nieścisłości logiczne (policja sprząta ciało jakby to był zaśmiecony trawnik, a nie miejsce zbrodni), aż po jednowymiarowe, jakby wycięte z kartonu postaci (np. ksiądz który olewa parafianina przychodzącego po pomoc (szkoda że wcześniej nie stracił wiary, miałby jedną ofiarę mniej na sumieniu!). Psychologia bohaterów stanowi jedną wielką zagadkę (co ta babka widzi w tym księdzu? co Chińczycy zrobili Maksiowi?). Pryz tym dość banalna fabuła - trójka nieudaczników życiowych babra się w swoim nieudacznictwie. Jedynie postać grana przez von Sydowa potrafiła się wyrwać z tego zaklętego kręgu. Szkoda czasu na te bzdury...
O "babraniu się w nieudacznictwie" można zrobić dobry film. Problem w tym, że Bergman nie umiał robić filmów.
Zapomniałam użyć zwrotu "w moim odczuciu, w porównaniu do innych filmów, które uważam za dobrze zrobione".
Moim zdaniem Bergman nakręcił może trzy dobre filmy (Siódma pieczęć, Fanny i Aleksander i Źródło). Reszta sprawia wrażenie szkiców, z których po dopracowaniu dopiero mogłyby powstać dobre filmy. Większość jego filmów przywodzi mi na myśl wydumane instalacje wideo - jakaś teza i minimum "roboty filmowej".