Faktycznie Blyth dość egzaltowana, ale mam wrażenie że to akurat BARDZO pasowało do granej przez nią roli...A i tak nie oglądałam dla niej tylko dla Newmana oczywiście;) Jego wykon to było coś pięknego ale to w końcu żadna nowina.
( Czy raczej okropnego, bo spotkać takiego cwaniaka Larry'ego i zakochać się na zabój to nie może chyba nic być gorszego. Kobicie zaś tylko nieszczęście przyniesie, eh;)
Szalenie podobał mi się ten taki mroczny, złowrogi, depresyjny klimat.
I ach te lata 20!!