Film jest bardzo nieudaną kopią filmu Milosa Formana "Amadeusz". Bardzo wiele scen powtarza się w Kopii Mistrza np:
gdy Anna modli się do Boga i zarzuca mu że obdarzył ją darem którego ona wcale nie chce, albo ostatnia scena, gdy
Beethoven prosi ją aby zapisywała nuty. Nie podobała mi się technika z jaką ten film został nakręcony - nie podobały mi
się ujęcia, kadry, zbliżenia, najazdy, niektóre ujęcia były bardzo bezsensowne i przeszkadzały. Film oceniam na 4 tylko ze
względu na wrażliwość jaką w sobie ma. Sama fabuła też mnie kompletnie nie porwała - zaprzecza historii. Poza tym,
jak już wspominałam, nie lubię kopii, zwłaszcza gdy kopiuje się prawdziwego mistrza ujęć i montażu.
W którym momencie fabuła zaprzecza historii, możesz rozwinąć ? Poza tym to nie jest paradokument itp. tylko film lużno pokazujący charakter i genialny zmysł muzyczny Beethovena i raczej tak należy na to patrzeć.
Mnie też. Bardzo. Poza tym trudno uniknąć podobieństw w filmach biograficznych - ostatecznie wszystkie kręcą się wokół podobnej historii:) A "Kopia..." ma swój urok i przyjemnie się ją ogląda.
Mam to szczęście, że zapominam filmy i nie dostrzegam podobieństw do Amadeusza. Kopiując mistrza zobaczyłem wczoraj, kolejny raz, z przyjemnością. Podobała mi się gra Harrisa. Uważam też, że zdjęcia są mocną stroną filmu. Zwłaszcza zwróciłem uwagę na dwa fragmenty: premiera 9 symfonii - dynamika ujęć sprawia, że nie zamykam oczu poprzestając na słuchaniu muzyki (na Grawitacji usypiałem ;-)), zbliżenia podczas kłótni LvB z Anną potęgują napięcie. Zwłaszcza w tym drugim przypadku odczucia miałem takie jakbym sam w tej kłótni uczestniczył. Fabuła specjalnie skomplikowana nie jest. Jest przewidywalna, ale poziom jest przyzwoity. Końcówka pozostawia niedosyt. OST ;-) jest świetny. To oczywiste, że muzyka LvB jest świetna, ale zwróćcie uwagę jak została streszczona 9 symfonia. Sprawia wrażenie całego utworu. Dobór utworów w całym filmie jest świetny i stanowi duży plus Kopiując mistrza. Naprawdę miło spędzony czas.
Bardzo wysoko oceniam "Amadeusza" ale "Kopia Mistrza" chyba jeszcze wyżej, zresztą podobnie jest z samą muzyką mistrzów. Choć i tak najbardziej cenię "Wieczną miłość" z Gary Oldmanem w roli Beethovena.
Ale przecież Amadeusz też nijak ma się do historii. No może nie do końca nijak, ale w rzeczywistości Salieri i Mozart ze sobą nie rywalizowali, a Mozart zmarł z zupełnie innych powodów niż w filmie. Druga rzecz to to, że Salieri miał Bogu za złe, że nie obdarzył go tak wielkim talentem jak Mozarta. Nigdzie nie powiedział, że nie go nie chce.